Zaznacz stronę

Grupa młodzieży i nauczycieli z Zespołu Szkół w Gorzycach w ramach projektu Erasmus+ wybrała się do Turcji. To w jednym z największych miast Turcji, Istambule, które przyciąga niebanalną architekturą, religią, kuchnią, a także bogatą historią spędziliśmy wspaniały tydzień z naszymi partnerami projektu.  

Do Stambułu wybraliśmy się 5 marca, to odpowiedni czas, żeby złapać trochę ciepła, gdy w Polsce  towarzyszyły niższe temperatury. Przyjemne noce, które pozwalały na długie spacery i podziwianie miasta świateł odbijających się od morza Marmara.

 

Mając do dyspozycji kilka dni, nie tylko pracowaliśmy nad projektem ale zwiedziliśmy naprawdę sporo. Hagia Sophia, Błękitny meczet, spacer po po Hipodromie. Weszliśmy do Cysterny, odkrywaliśmy komnaty pałacu Topkapi. Robiliśmy zakupy na bazarach – Wielkim i Korzennym. Zwiedziliśmy Muzeum Archeologiczne i spacerowaliśmy po typowo europejskiej ulicy Istiklal, której koniec jest na placu Taksim. Z tarasu Wieży Galata podziwialiśmy panoramę miasta. Popłynęliśmy także na część azjatycką, Kiz Kulesi gdzie mieliśmy możliwość skosztowania typowego dla tego regionu jogurtu a na statku zjedliśmy wspaniały obiad. Co jeszcze zwiedziliśmy? Zapraszamy do lektury relacji.

Miasto było odmianą pod niemal każdym względem. Spędziliśmy tydzień w  kraju muzułmańskim, z meczetami zamiast chrześcijańskich kościołów, gdzie spożywa się kebaby, na ulicach mija się kobiety w burkach i ceny negocjuje do samego końca podczas zakupów na bazarach. Niewątpliwie były to elementy dość odmienne w stosunku do wielkich miast Europy Zachodniej, jak Rzym, w którym byliśmy w listopadzie 2016 czy Lizbona do której udamy się w maju.

Największe obiekty turystyczne znajdowały się w promieniu kilku minut spacerem do położonych dalej udawaliśmy się autokarami. Mieliśmy możliwość podziwiania miejsc przesiąkniętych wielowiekową historią budowli ze strzelistymi minaretami oraz okazałymi kopułami. Widzieliśmy piękne wnętrza, pełne mozaik pokrywających ściany oraz sklepienia, które tworzą prawdziwe geometryczne dzieła.

Pokazano nam Hipodrom, bizantyjski  tor wyścigowy dla koni i rydwanów i Cysternę największą z kilkuset starożytnych cystern (sztucznych zbiorników na wodę), która wciąż znajduje się pod miastem Stambuł  w pobliżu Hagia Sofia. Z zewnątrz żadna z niej perełka architektury, ale to co najciekawsze kryje się w podziemiach. Miejsce to jakże tajemnicze zrobiło na nas ogromne wrażenie. Stąpaliśmy między filarami wyrastającymi z lustra 80 tysięcy litrów wody. Delikatnie podświetlony korytarz prowadził nas prosto do głów Meduz, które są wykute w skalnym bloku. To tu właśnie  nakręcono sceny do filmu „Pozdrowienia z Rosji”.

Pałac Topkapi to kolejne okazałe miejsce, które w przeszłości miało okazywać siłę i potęgę imperium osmańskiego, a także prestiż kolejnych Sułtanów. Obiekt zapisany na listę UNESCO,  listę Światowego Dziedzictwa. To prawdziwy kompleks z czterema dziedzińcami, licznymi komnatami, po których się przechadzaliśmy. Ściany, sklepienia, podłogi, sufity, witraże pokryte są kolorowymi dodatkami w postaci ceramicznych płytek lub szkieł. Część pomieszczeń odurzała przepychem, inne pozwalały odpocząć oczom. A na deser został nam taras z widokiem na cieśninę Bosfor, po której kursowały tramwaje wodne. Widok na część azjatycką mieliśmy jak na dłoni.

Z Pałacu Topkapi płynnie zeszliśmy w kierunku mostu Galata, w pobliżu którego wyrastał Nowy Meczet (Yeni Cami). Tym razem naszym celem nie był żaden zabytek ale targ korzenny- raj dla zmysłów, który obok Wielkiego Bazaru jest chętnie odwiedzany przez turystów i po którym jeździł na motorze James Bond w filmie „Skyfall”. Słodycze, przyprawy, kawy i herbaty są tu w niezliczonych ilościach. Wszystko świeże, naturalne, nic tylko jeść… oczami. Słodycze i przyprawy usypane w kopczyki, które co rusz kuszą przechodniów skusiły i nas. Dobiliśmy targu tureckie kawy, herbaty, słodycze i przyprawy przyjechały z nami do Polski.

Jednak nie samymi słodkościami człowiek żyje na konkretny posiłek poszliśmy do jednego z wielu barów. Co na obiad? Kebab, który serwowany jest na różne sposoby, z różnymi dodatkami – z frytkami, z ryżem, z ostrzejszym, z łagodniejszym sosem, z surówką lub pida, czyli długi kawałek ciasta przypominającego pizzę. Co do picia? Jogurt, który,  obok kawy i herbaty jest trzecim ulubionym napojem stambułczyków.

Przez jeszcze kilka godzin pozostawaliśmy jeszcze w klimatach wielkich budynków o historycznym znaczeniu i bogatej przeszłości, zwiedziliśmy meczet Sulejmana, który wyraźnie góruje nad miastem. I choć obiekt ma za sobą pięć wieków tradycji, to jego wnętrza wyglądały na świeże. Nasze stopy pieściła miękkość dywanów, nozdrza pobudzał zapach świeżości, czego brakowało choćby w Błękitnym Meczecie.

 

Podziwialiśmy najbardziej ekskluzywne i nowoczesne deptaki Stambułu, gdzie stare miesza się z nowoczesnym – ekskluzywne butiki i sklepy z tradycyjnymi kawiarniami, które wieczorem zamieniały się w tętniące życiem miejsce. Tutaj czuliśmy prawdziwy powiew zachodniej, rozwiniętej Europy, ze wszelkimi jej zaletami oraz wadami. Przechadzając się Istiklal caddesi dotarliśmy do kościoła św. Antoniego Padewskiego, który jest największą katolicką świątynią w Stambule. Niegdyś był z nią związany papież uznany za świętego – Jan XXIII. Co ciekawe, odprawiane są w nim także msze święte w języku polskim.

 

Na  placu Taksim, który pełni funkcję serca nowoczesnego Stambułu obserwowaliśmy powitania, rozstania, uśmiechy, zbijanie piątek, uściski dłoni, przyjazne pocałunki ot, jak w Warszawie pod Rotundą, tak w Stambule na placu Taksim. 

 

Jednocześnie obserwowaliśmy inne oblicze metropolii, która serwowało zdecydowanie uboższe obrazy. Rozlatujące się domy, wszędobylskie koty, ogromne psy, auta mające lata świetności za sobą, rozwieszone brudne ubrania a także samych mieszkańców doświadczonych przez los i szeroko pojęte życie.

 

Wieczór zapowiadał się kulturalnie, podziwialiśmy z jednej strony rytuał modlitewny, a z drugiej… jakby nie patrzeć formę przedstawienia. Mowa o występie Derwiszy, którego pokaz miał miejsce w jednej z sal szkoły do której zostaliśmy zaproszeni. Każdy gest, ukłon, powaga na twarzy miała swój przekaz, znaczenie. Całości towarzyszyła muzyka, która wprowadzała w trans i po chwili białe odzienie unosiło się nad podłogą wirując niemal jak w hipnozie. Walory artystyczne były naprawdę godne uwagi i na wysokim poziomie. Pozwalało to uczestnikom zbliżyć się do Boga. Jedna ręka skierowana z dłonią uchyloną ku górze – czerpała. Druga, jakby naturalnie skierowana ku ziemi – oddawała to, co dobre. I tylko odpowiednio stawiane kroki nie pozwalały się przewrócić na koniec specyficznego tańca. Rytuał powtarzany był kilkukrotnie, jakby każdy z nich był odrębnym etapem, które jednocześnie dały spójną modlitwę.

Cały pokaz zamyka się w jednej godzinie. Oczywiście mogą się pojawić rozterki o smiałoby być inacz

Z racji, że do powrotu do Polski pozostawało coraz mniej czasu, jeszcze wymieniliśmy ostatnie zdania, ostatnie gesty, uśmiechy, wypiliśmy ostatnią turecką herbatkę, otrzymaliśmy dyplomy, wygłosiliśmy wiersze pożegnalne łapiąc ostatni widok na nocny Stambuł wróciliśmy do swoich miejsc noclegowych Nocny, ale czy śpiący? Raczej nie. Metropolia mająca ponad 10 milionów mieszkańców przez cały nasz pobyt sprawiała wrażenie tętniącej życiem przez całą dobę. Dodatkowo oferowała odrobinę odmienności pod niemal każdym względem jednocześnie, dając poczucie, że wciąż byliśmy w Europie. Niby tak daleko, a tak blisko… bo to przecież tylko 2,5 godziny lotu z Warszawy. Gościnność, dobroć, wspaniałe serca wszystkich napotkanych Turków i Turczynek na zawsze pozostaną w naszej pamięci.

http://blick.zsgorzyce.pl

Skip to content